"Jestem mężczyzną w dojrzałym wieku, który zawsze doceniał harmonię i porządek w swoim otoczeniu. Moja żona od lat była osobą, na której mogłem polegać – zadbana, obrotna, zorganizowana i troskliwa. Niestety, od pewnego czasu nasza codzienność przestała przypominać to, co miało miejsce jeszcze kilka miesięcy temu. Winą za to obarczam nowe hobby mojej żony, które niespodziewanie wywróciło nasze życie do góry nogami".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Do mojej żony zaczęły schodzić się koleżanki na karty
Mniej więcej od połowy zeszłego roku moja żona zaczęła organizować w naszym domu spotkania z koleżankami. Celem tych spotkań są rozgrywki w karty, które z czasem stały się czymś w rodzaju regularnego rytuału. Na początku byłem nawet zadowolony – myślałem, że to doskonała okazja, by moja żona miała odrobinę rozrywki i wytchnienia od codziennych obowiązków. Sądziłem, że kilka godzin tygodniowo spędzonych na grze w karty to nic złego. Jednak szybko okazało się, że te spotkania stały się priorytetem, który przesłonił wszystko inne.
Może zabrzmi to staroświecko, ale odkąd w naszym domu zagościły te karty, zniknęła również nasza codzienna rutyna. Przestało się liczyć sprzątanie, gotowanie, a nawet czas dla mnie. Wracam z pracy, a zamiast obiadu czeka na mnie puste mieszkanie lub porozrzucane talerze z poprzedniego dnia. Pamiętam czasy, kiedy po ciężkim dniu mogłem liczyć na ciepły posiłek i chwilę rozmowy. Teraz często znajduję w lodówce gotowe dania, które muszę sobie odgrzać, albo po prostu zamawiam pizzę.
Nie ma kto dbać o dom
Nasz dom zaczął przypominać miejsce chaosu. Na podłodze walają się papiery, kurz zbiera się na meblach, a stosy prania piętrzą się w kątach. Zamiast wspólnego wieczoru, muszę przebywać wśród gwaru żeńskich głosów, śmiechu i stukotu kart o stół. Moja żona spędza godziny z koleżankami, a ja czuję się jak niechciany gość we własnym domu. Gdy próbuję z nią porozmawiać o tej sytuacji, wzrusza ramionami i mówi, że przecież ma prawo do własnych zainteresowań.
Rozumiem, że każdy potrzebuje odskoczni, ale przecież to nie może się odbywać kosztem codziennych obowiązków i naszego małżeństwa. Nie chodzi mi o to, by moja żona całymi dniami zajmowała się tylko domem. Chciałbym jednak, żeby znaleźć balans, a nie ignorować rzeczy, które kiedyś były dla nas naturalne. Przecież każde małżeństwo opiera się na kompromisach, wzajemnym szacunku i dbałości o siebie nawzajem. Teraz czuję się pominięty i nieważny. Zamiast wieczornych rozmów z żoną, spędzam czas przed telewizorem lub komputerem. To nie tak wyobrażałem sobie nasze wspólne życie.
Czasem łapię się na myśli, że jestem zazdrosny o te koleżanki i ich karty. One dostają uśmiechy, poświęcony czas, kanapeczki i zaangażowanie, które kiedyś należało do mnie. Wiem, że moja żona nie robi tego złośliwie, ale trudno mi nie czuć rozgoryczenia, gdy nasze małżeństwo schodzi na dalszy plan.
Zrozpaczony mąż