Działka Morawieckich sprzedana za bezcen? Ujawniono sieć powiązań. "Kupowali na słupy"

Działka Morawieckich sprzedana za bezcen? Ujawniono sieć powiązań. "Kupowali na słupy"

Działka Morawieckich sprzedana za bezcen? Ujawniono sieć powiązań. "Kupowali na słupy"

instagram.com/morawieckipl

Historia tej działki to gotowy scenariusz na thriller polityczny. Zaczyna się od okazyjnego zakupu ziemi od Kościoła za ułamek wartości, a kończy na skomplikowanej sieci spółek, znajomych byłego premiera i transakcji ukrytej za zanonimizowaną umową. Ujawniono kulisy sprzedaży działki przez Iwonę Morawiecką, a pytania, które się po tym rodzą, mrożą krew w żyłach.

Reklama

Ziemia za bezcen. Jak Morawieccy zdobyli działkę wartą fortunę

Cofnijmy się do 2002 roku. Polska żyła właśnie wejściem do NATO, a Mateusz Morawiecki, wtedy jeszcze bankier, a nie premier, upolował okazję życia. Wraz z żoną Iwoną Morawiecką kupił 15-hektarową działkę na wrocławskim Oporowie od lokalnej parafii. Cena? Zaledwie 700 tysięcy złotych. Już wtedy grunt był wart co najmniej 3,5 miliona. To była okazja, o jakiej zwykły śmiertelnik może tylko pomarzyć.

Jak przyszły premier wszedł w posiadanie tak cennej informacji? Sam Mateusz Morawiecki zeznał, że o możliwości zakupu dowiedział się od samego metropolity wrocławskiego, kardynała Henryka Gulbinowicza. Tę wersję podważają jednak osoby z otoczenia hierarchy. Związek Morawieckich z kardynałem miał być, delikatnie mówiąc, luźny.

Opowieść o tym, że rodzina Mateusza Morawieckiego była blisko związana z księdzem kardynałem, że odwiedzali w pałacu kardynała i stąd Mateusz miałby mieć wiedzę o możliwości zainwestowania w grunty kościelne, zwyczajnie nie trzyma się kupy

- kwitował prof. Andrzej Wiszniewski, dodając, że kardynał z rezerwą traktował środowisko Solidarności Walczącej, z którym związany był ojciec przyszłego premiera.

Mateusz Morawiecki z żoną nad Bałtykiem facebook.com/MorawieckiPL

Wielka sprzedaż i jeszcze większe pytania. Kto kupił ziemię od żony premiera?

Lata mijały, wartość działki rosła, a w międzyczasie, po podziale majątku, jej jedyną właścicielką stała się Iwona Morawiecka. W 2021 roku, gdy jej mąż był u szczytu władzy, zdecydowała się na sprzedaż. Jak pisze Onet.pl działkę kupiła wówczas spółka założona przez dwóch dolnośląskich prawników, Jerzego Paskarta i Marcina Sobusia, za kwotę niemal 15 milionów złotych. Zysk? Ponad 20-krotny – marzenie każdego inwestora. Jest tylko jeden, malutki haczyk.

Gdy eksperci usłyszeli o kwocie transakcji, łapali się za głowy. Według ich wycen działka Morawieckich była warta nawet 60 milionów złotych! Pytanie nasuwa się samo: dlaczego żona premiera sprzedała rodowe srebra za ułamek ich realnej wartości? Skąd prawnicy mieli taką fortunę? Tutaj znowu mamy do czynienia ze śledztwem Onet.pl, gdy okazuje się, że całą kwotę pożyczył im Paweł Marchewka, założyciel gamingowego giganta Techland i jeden z najbogatszych Polaków. Prawnicy, którzy przeprowadzili transakcję życia, nabrali wody w usta. Jak donosiły media, Jerzy Paskart, zapytany o szczegóły, poinformował dziennikarza, że "oczekiwał na telefon o ustalonej godzinie bezskutecznie". Tajemnica goni tajemnicę.

Tajemnicza umowa i holenderska spółka. Dokąd trafiła działka?

To, co stało się później, to już prawdziwy majstersztyk finansowej inżynierii. Spółka prawników, która kupiła ziemię od Iwony Morawieckiej, niemal natychmiast została sprzedana holenderskiej firmie deweloperskiej 7R International B.V., powiązanej z polskim deweloperem Tomaszem Lubowieckim. W ten sposób działka Morawieckich trafiła w ręce potężnego gracza na rynku nieruchomości. Ale za ile? Tego nie wie nikt.

W Krajowym Rejestrze Sądowym doszło do rzeczy bezprecedensowej. Umowa sprzedaży spółki, a więc de facto działki, została złożona w formie zanonimizowanej. Anonimizacja KRS objęła kluczowe dane, w tym cenę transakcji. Jakim cudem kluczowy dokument w wielomilionowej transakcji mógł zostać ocenzurowany? Zapytaliśmy o to sąd. Odpowiedź zwala z nóg, brzmi jak ponury żart, ale nim nie jest:

Umowa ta została złożona na wezwanie Sądu w dniu 8 listopada 2024 r. i została złożona przez wnioskodawcę (spółkę) w postaci zanonimizowanej, z usuniętymi danymi dotyczącymi danych osobowych osób fizycznych — stron umowy oraz ceny zawartej umowy zbycia udziałów.

- wyjaśniał sędzia Maciej Rejzerewicz. W praktyce oznacza to, że miliony złotych rozpłynęły się w korporacyjnej machinie, a opinia publiczna nigdy nie poznała prawdziwej kwoty transakcji.

facebook.com/MorawieckiPL facebook.com/MorawieckiPL

Sieć powiązań. Kim są ludzie w tle interesów Morawieckich?

Kluczowe pytanie brzmi: czy ludzie biorący udział w tej operacji to przypadkowe osoby? Absolutnie nie. Paweł Marchewka i jego biznesowe otoczenie od lat krążą wokół byłego premiera. Spółki powiązane z Marchewką, w tym AP Marchewka Investment, od lat skupowały nieruchomości BZ WBK, czyli banku, którym przez lata kierował Mateusz Morawiecki. W sieć powiązań wplątani są także bracia Kowalczykowscy i ich spółka Invest-Ultranet. Przypadek? W tej historii nie ma przypadków. To hermetyczny świat, w którym interesy robi się z ludźmi, których zna się od lat – ze studiów, z biznesu, z dawnego banku.

"Kupować na słupy". Czy taśmy z Sowy i Przyjaciół rzucają nowe światło na sprawę?

Ten skomplikowany schemat z prawnikami i pożyczkami od miliardera brzmi znajomo? Według śledczych Onetu powinien. Bo jak żywo przypomina sceny z zaginionej taśmy Mateusza Morawieckiego, o której lata temu zeznawał kelner z "Sowy i Przyjaciół". Nagranie z afery podsłuchowej nigdy nie ujrzało światła dziennego, ale jego treść mrozi krew w żyłach.

Oni rozmawiali o tym, że będą kupować nieruchomości na podstawione osoby. Ten mężczyzna, który się spotkał z Morawieckim, powiedział, że prawdopodobnie jakaś kobieta się obawia i chce się wycofać

- zeznawał kelner Konrad Lasota. Były funkcjonariusz CBA, komentując obecną sprawę działki, nie ma wątpliwości: "Wszystko to wskazuje na transakcje prowadzone na tzw. słupy".

Prokuratura wraca do sprawy, ale pytań jest coraz więcej

Prokuratura działka Morawieckich – ten temat wrócił, ale śledczy badają transakcję sprzed ponad dwudziestu lat, która najpewniej rozejdzie się po kościach. Tymczasem miliony z tej niedawnej, kluczowej operacji, rozpłynęły się za zasłoną holenderskiej spółki i zatajonej umowy. Sprawą powinien zająć się też fiskus, bo jak zauważa pracownica KAS, "zwykły Kowalski", sprzedając mieszkanie taniej, musi płacić domiar. Pytanie, kto naprawdę zarobił na tej działce i czy kiedykolwiek poznamy prawdę, pozostaje otwarte. A cisza w tej sprawie jest głośniejsza niż jakiekolwiek odpowiedzi.

Interpol ściga go po całym świecie. Polski raper odpowiedział im jednym bezczelnym wpisem.
Źródło: instagram.com/jongmen_official/
Reklama
Reklama