"Moja własna matka, osoba, której wsparcia powinnam oczekiwać bezwarunkowo, regularnie staje po stronie mojego męża, nawet gdy ewidentnie to ja mam rację".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Moja własna matka staje zawsze po stronie mojego męża
Nie zrozumcie mnie źle – nie szukam w niej ślepego sojusznika, który zawsze będzie po mojej stronie, niezależnie od okoliczności. Wiem, że nie jestem idealna i nie zawsze moje argumenty są słuszne, ale czuję się osamotniona w każdym sporze. Mam wrażenie, że dla mojej matki to mąż jest tym rozsądniejszym, bardziej racjonalnym, tym, który „wie lepiej”.
Nie chodzi tu nawet o jakieś wielkie kłótnie czy dramaty rodzinne. To drobne rzeczy, które jednak składają się na większy problem. Gdy skarżę się, że mój mąż znowu zostawił swoje rzeczy w całym domu, słyszę od matki:
Oj, przecież on tyle pracuje, daj mu spokój.
Kiedy irytuje mnie jego brak zaangażowania w domowe obowiązki, ona odpowiada:
Ty zawsze znajdziesz coś, do czego można się przyczepić.
Gdy proponuję wyjazd na weekend tylko we dwoje, słyszę:
Nie przesadzaj, on pewnie woli odpocząć w domu po ciężkim tygodniu.
Nawet gdy próbuję jej zwierzyć się z tego, że czasem czuję się w związku niedoceniana, ona zbywa mnie słowami:
Tylko nie rób dramatu. Faceci już tacy są.
Przecież to naprawdę nie powinno tak wyglądać. Moja matka powinna być tą osobą, która mnie wspiera, zamiast sprawiać, że czuję się jeszcze gorzej.
Czuję się przez mamę niedoceniana
Czasami mam wrażenie, że w jej oczach jestem wiecznie tą „trudną” osobą, która za dużo wymaga, która przesadza, czepia się, nie docenia tego, co ma. Ale przecież ja po prostu chciałabym być wysłuchana i zrozumiana. Nie domagam się, by za każdym razem przyznawała mi rację, ale żeby choć raz spojrzała na sytuację moimi oczami.
Zaczęłam zastanawiać się, skąd bierze się taka postawa mojej matki. Może wynika to z jej własnych doświadczeń – wychowała się w czasach, gdy kobieta miała przede wszystkim dbać o dom i męża, a jej potrzeby często schodziły na dalszy plan. Może całe życie żyła według zasady „mężczyźnie trzeba ustąpić” i teraz przekazuje mi ten sam schemat. A może po prostu lubi mojego męża tak bardzo, że nie zauważa jego wad.
Jakkolwiek by nie było, jest mi zwyczajnie przykro. Zamiast czuć, że mogę się jej zwierzyć i liczyć na wsparcie, coraz częściej wolę milczeć, bo wiem, że jej odpowiedź i tak mnie tylko zdenerwuje. Zaczynam tracić z nią bliskość, bo coraz mniej mam ochotę dzielić się swoimi problemami.
Nie wiem, jak to zmienić. Może powinnam otwarcie powiedzieć jej, że mnie to boli. A może jednak przestać się przed nią zwierzać i po prostu zaakceptować, że nie znajdę w niej sojusznika. Jest mi naprawdę trudno.