"Im bliżej było do terminu porodu, tym bardziej czułem, że nie chcę się jeszcze rozstawać z życiem bezdzietnego trzydziestolatka. Ku mojemu zaskoczeniu pierwsze pięć dni ojcostwa minęły mi jak w bajce. Było wspaniale i bawiłem się świetnie".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Pierwsze pięć dni ojcostwa były wspaniałe
Od momentu, gdy dowiedziałem się, że zostanę tatą, sam czułem się jak dzieciak w sklepie z zabawkami. Byłem tak szczęśliwy. Moje serce biło szybciej na myśl o wspaniałych chwilach, które miały nastąpić wraz z moim synkiem, o którym tak bardzo marzyłem. Jednak im bliżej było do terminu porodu, tym bardziej czułem, że nie chcę się jeszcze rozstawać z życiem bezdzietnego trzydziestolatka.
Ku mojemu zaskoczeniu pierwsze pięć dni ojcostwa minęły mi jak w bajce. Pierwszego z nich czułem się jak król. Na stole czekał na mnie obiad w postaci zamówionej pizzy, którą zjadłem w pidżamie. Jedyne, co musiałem zrobić to odpalić konsolę do gier i włączyć pada. Godziny wirtualnej rzeczywistości przyniosły mi masę radości. Bawiłem się świetnie, pokonując bossów w grach do białego rana.
Drugiego dnia wstałem po 12, nie musząc martwić się o śniadanie, bo wielkimi krokami nadchodził obiad. W oczekiwaniu aż mamcia przywiezie mi pierogi, zarządziłem maraton filmowy. Zacząłem od klasyki "Szybcy i wściekli". Nie mogłem w końcu przegapić okazji, by ponownie obejrzeć wszystkie części mojego ulubionego filmu.
Mój raj na ziemi dobiegł końca, gdy żona wróciła z porodówki
Trzeci dzień upłynął pod znakiem pełnej wolności — spotkania z kolegami, zimne piwo i rozmowy o życiu bez dzieci. Odwiedziłem moich przyjaciół, którzy jeszcze nie mają dzieci i razem balowaliśmy jak za dawnych, dobrych czasów. Czwarty dzień poświęciłem na słodkie lenistwo. Leżałem beztrosko na łóżku, przewijając filmiki na TikToku i głaszcząc kota za uchem.
Piątego dnia do domu wróciła żona z dzieckiem i mój raj na ziemi się skończył. Odkąd ten mały stworek zamieszkał razem z nami, czuję się jak zombie. Każdy nowy dzień niesie za sobą nowe wyzwania, a kiedy wstaję, mam wrażenie, że przebiegłem jakiś maraton. Niestety, jedyny medal, jaki wręcza mi żona, to kubek zimnej kawy, której nie zdążyła wypić, gdy jeszcze była ciepła.
Mimo całego zmęczenia nie zamieniłbym tego uczucia na nic innego. W końcu w tym chaosie jest coś niesamowitego — mały człowiek, który wprowadza radość w moje życie. Teraz muszę tylko nauczyć się, jak się wysypiać i pójdzie już z górki.
Zmęczony tata