Wokół jednego z najważniejszych ludzi w państwie, szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, wybuchła prawdziwa burza. Sławomir Cenckiewicz miał zataić przed służbami kluczowe informacje na temat swojego zdrowia, w tym przyjmowanie silnych leków. Konsekwencje są druzgoczące – Służba Kontrwywiadu Wojskowego odebrała mu dostęp do najpilniej strzeżonych tajemnic państwa, a w tle padają oskarżenia o "ubeckie metody" i "perfidną manipulację".
Afera z ankietą bezpieczeństwa. Co zataił Sławomir Cenckiewicz?
Pozycja szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego to absolutny szczyt w strukturach państwa – dostęp do sekretów, o których nie śniło się zwykłym śmiertelnikom. Aby go utrzymać, trzeba być przejrzystym jak łza dla służb specjalnych. Okazuje się jednak, że w życiorysie powołanego przez Karola Nawrockiego Sławomira Cenckiewicza znalazł się rozdział, którym wolał się nie chwalić.
Bombę medialną odpaliła Gazeta Wyborcza, ujawniając, że cała afera kręci się wokół ankiety bezpieczeństwa. Według dziennikarzy, Cenckiewicz miał pominąć w niej milczeniem fakt przyjmowania dwóch leków, w tym jednego psychotropowego.
"zataił w ankiecie bezpieczeństwa, że przyjmuje leki" - donosiła Gazeta Wyborcza, precyzując, że chodzi o środki, z których "jeden jest zaliczany do psychotropów , drugi ma charakter psycholeptyczny i przy przedawkowaniu jest groźny dla życia".
Sprawa jest brutalnie prosta: w grze o dostęp do największych tajemnic państwa kłamstwo w ankiecie to grzech śmiertelny. Nie chodzi o to, jakie leki ktoś bierze – co podkreślał ekspert ds. służb Piotr Niemczyk – ale o to, czy ma odwagę przyznać się do tego przed oficerami kontrwywiadu. Zatajenie informacji to dla nich czerwona flaga i sygnał, że dana osoba może być podatna na szantaż.
instagram.com/nawrockipl/
Czytaj także: Środkowy palec, kibole i ostre cytaty. Czy to kapelan prezydenta-elekta Nawrockiego?
Służby mówią "stop". Koniec dostępu do największych sekretów
Reakcja Służby Kontrwywiadu Wojskowego (SKW) była natychmiastowa i zdecydowana. W lipcu 2024 roku ludzie Jarosława Stróżyka cofnęli Cenckiewiczowi poświadczenie bezpieczeństwa. W praktyce to zawodowy nokaut – szef BBN został odcięty od tajnych dokumentów, co w zasadzie uniemożliwia mu wykonywanie obowiązków na tak eksponowanym stanowisku.
Polityczna batalia przeniosła się do sądów. Choć Wojewódzki Sąd Administracyjny uchylił decyzję SKW, wyrok jest nieprawomocny, a Kancelaria Premiera natychmiast go zaskarżyła. Oznacza to, że wojna o dostęp do sekretów państwa trwa w najlepsze, a jej finał jest daleki od rozstrzygnięcia.
"Perfidny manipulant" kontra "ubeckie metody". Wojna na słowa rozgrzała politykę
Ujawnienie sprawy rozpętało istny pojedynek na oskarżenia. Sławomir Cenckiewicz uderzył pierwszy i z całą mocą, oskarżając swoich przeciwników o sięganie po najgorsze wzorce z czasów komunistycznej bezpieki.
Znam dobrze swojego przeciwnika i wiem ile ma powodów - także historycznych (...) by mnie zniszczyć. Dziś ta podłość, której celem jest stygmatyzacja i zastraszenie, dotyka mnie, ale w przyszłości może spotkać każdego
- napisał szef BBN.
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Riposta była ostra jak brzytwa i nadeszła z samego serca obozu rządowego. Jacek Dobrzyński, rzecznik ministra-koordynatora służb specjalnych, nie zostawił na Cenckiewiczu suchej nitki.
Jeżeli ktoś coś zataił i nie podał tego w ankiecie bezpieczeństwa, a później publicznie oskarża służby o wyciek nazw czegoś, co przed służbami ukrył i w ogóle w ankiecie nie wpisał, to najwyraźniej jest perfidnym manipulantem nakręcającym kłamstwem swoich wyznawców.
W obronie szefa BBN natychmiast stanął cały obóz PiS. Mateusz Morawiecki grzmiał o "standardach rodem z Białorusi", a Mariusz Błaszczak zapowiedział złożenie zawiadomienia do prokuratury na szefa SKW. W sprawę włączyła się też Naczelna Izba Lekarska, potępiając sam fakt wycieku danych medycznych, oraz Prokuratura Okręgowa, która z urzędu bada, czy nie doszło do przestępstwa.
Całą aferę, niezależnie od tego, kto ma w niej rację, najmroczniej podsumował sam Sławomir Cenckiewicz, malując wizję państwa, w którym nikt nie może czuć się bezpieczny.
Od tej pory każdy, kto pragnie służyć Polsce i godzi się na szczegółową weryfikację przez służby specjalne, będzie żył w strachu przed upublicznieniem najskrytszych tajemnic swojego życia
- stwierdził szef BBN.
Pytanie, czy to zapowiedź nowej, brutalnej epoki w polskiej polityce, pozostaje otwarte.